TRZY DEKADY PÓŹNIEJ

O ile wyjazd z Polski do Holandii był naszą rodzinną decyzją jednokrotną, to z Holandii do Polski wracałem już przez wiele lat, na raty, począwszy od 1998 roku. Podczas tego długiego pobytu w gościnnych Niderlandach niewiele miałem wspólnego z „Solidarnością Walczącą”, którą przecież współtworzyłem w Polsce od czerwca 1982. Bardziej pochłaniały mnie sprawy rodzinne i rozwijający się biznes. „Solidarność Walcząca” po aresztowaniu Kornela paradoksalnie nabrała impetu organizacyjnego pod praktycznym zarządem Andrzeja Zaracha i Wojtka Myśleckiego. Ale impet ten zniknął, gdy media ogłosiły, że komunizmu już w Polsce nie ma. Nie było już z kim walczyć. Kornel wprawdzie próbował tworzyć na bazie dawnych podziemnych struktur Partię Wolności, a nawet usiłował zostać Prezydentem RP, ale oba przedsięwzięcia zakończyły się fiaskiem. Obserwowałem zdarzenia w Polsce ‘z niejakiego oddalenia’. Z takim nadtytułem ukazywały się wtedy w tygodniku „Najwyższy Czas!” moje felietony dotyczące głównie zjawisk gospodarczych. Oczywiście z całym środowiskiem „Solidarności Walczącej” kontakt utrzymywałem i do dziś identyfikuję się z podstawowymi wartościami tego ruchu – wolnością i solidarnością często spotykając się z dawnymi druhami z podziemia i biorąc udział w różnych kombatanckich imprezach, podczas których uczestnicy z coraz większym trudem usiłują przypomnieć sobie co właściwie robili w latach 80. XX wieku…


Opis wizyty w Holandii autorstwa Sławomira Bugajskiego zawiera dominujący wstęp wyraźnie łączący Holandię z wodą. To bardzo trafne skojarzenie. Walka z wodą, wydzieranie morzu kolejnych obszarów, tamy, wiatraki, strach przed powodzią – taka też jest Holandia. Ale przede wszystkim uczy dobrego gospodarowania, precyzyjnej logistyki, skromnego życia, oszczędności, przezorności planowania i po prostu – liczenia pieniędzy. To właśnie z taką wiedzą wracałem do Polski. I to dzięki takiemu holenderskiemu szlifowi do dzisiaj zarządzam średniej wielkości stabilną firmą z klientami w kilkudziesięciu krajach. Przekornie dodam, że nadal nie zawsze odpowiadam na różne ankiety dotyczące przeszłości mimo, że de iure jestem już emerytem i – wydawać by się mogło – mam masę wolnego czasu. Pozostałem przedsiębiorcą, a nie działaczem politycznym, do czego namawiało mnie wielu przyjaciół. Takim mnie też widział Sławek Bugajski, gdy pojawił się w kupionym za horrendalny kredyt naszym nowym holenderskim domu. I jeśli miałbym dodać trochę emocji do relacji Autora, to byłby to strach, w jakim tkwiliśmy z żoną przez szereg lat od 1991 roku, że nie potrafimy spłacić tego kredytu. Holenderskiego domu pozbyłem się dopiero rok temu: nie był spłacony do końca, ale z pewnością nie straciłem na tej transakcji.


A co pozostało z „Solidarności Walczącej”? Jak wspomniałem – główne spoiwo całej społeczności, antykomunizm, zniknął. „Solidarność Walcząca” nie wytworzyła żadnego konstruktywnego programu, który mógłby jednoczyć uczestników ruchu podziemnego, gdy to podziemie stało się legalne. Jakąś próbą takiej konstruktywnej idei było hasło Rzeczypospolitej Solidarnej. Niestety, nie wzbudziło ono żadnego poważniejszego intelektualnego fermentu, więc nawet krótko istniejąca Partia Wolności nie miała dobrego ideologicznego spoiwa. Wiele pomysłów, które jako Rada SW hasłowo umieściliśmy z Kornelem w pierwszych dokumentach programowych „Solidarności Walczącej” zaczął realizować dopiero rząd Mateusza Morawieckiego.


Wykorzystywanie antykomunizmu jako spoiwa do wspólnych działań próbował kontynuować katowicki Wydział Wschodni SW, który nawet potem nazwał się „Autonomicznym Wydziałem Wschodnim”. Pomysł ten był nośny do czasu, gdy Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich zamienił się w Federację Rosyjską, a prezydent Gorbaczow zamienił czerwony krawat na niebieski i ogłosił, że komunizm to nie jest droga, którą będzie podążać Rosja. Od tej chwili nawet bardzo aktywny „Autonomiczny Wydział Wschodni” stracił podstawowy cel działania.


Środowisku działaczy „Solidarności Walczącej” pozostały aktywności charakterystyczne dla organizacji kombatanckich. Opieka nad chorymi, uboższymi, działania edukacyjne skierowane do młodzieży, dokumentacyjne, medialne skierowane na historię. Zauważyć trzeba, że przez te lata nastąpiła dywersyfikacja kierunków działania różnych grup dawnych aktywistów podziemia. Największym skupiskiem jest obecnie wrocławskie Stowarzyszenie Solidarność Walcząca. Ale niezależnie od niego działa wiele innych środowisk, które przyznają się do pochodzenia od organizacji założonej w 1982 roku przez osoby skupione wokół Kornela Morawieckiego, nawiązują do jej tradycji i wartości przez nią promowanych. To Pomorska Inicjatywa Historyczna w Trójmieście, poznańska Fundacja im. Macieja Frankiewicza, łódzkie Nowe Drzewo Życia, wspomniany wcześniej Wydział Wschodni SW, mutacja Gazety Obywatelskiej (Prawda Jest Ciekawa), prężnie działające środowisko warszawskie i kilka innych inicjatyw, do których w pewnym sensie należy również założona trzy lata temu przeze mnie Fundacja OTACZAJ BLASKIEM. Powstają wydawnictwa, szkoły, miejsca wypoczynku dla starszych działaczy SW, trwa ruch różnych pozarządowych inicjatyw społecznych. Jest to odzwierciedlenie koncepcji organizacyjnej SW - glonu Andrzeja Myca – mojego nieżyjącego już przyjaciela i współzałożyciela „Solidarności Walczącej” oraz członka jej pierwszej Rady. Po odcięciu kawałka glonu, odrasta on w podobnej strukturze, często zwielokrotniając swoje odnogi.


Ten okres aktywnego działania w „Solidarności Walczącej” pozostawił oczywiście w moim życiu niezatarte piętno. Towarzyszące tamtym wydarzeniom emocje wracają przy spotkaniach z koleżankami czy kolegami z dawnych struktur organizacyjnych, coraz częściej przy okazji pogrzebów. Wracam myślami również często do niedokończonych rozmów z Kornelem, do sporów o najlepszą organizację społeczeństwa, o sensy, hierarchie i wartości. Niemniej, już ponad czterdzieści lat innych zdarzeń, głównie związanych z życiem gospodarczym, przytłumiło tamte wspomnienia i w pewnym sensie – zdegradowało je. Gdy mówię, że wstyd mi, iż dałem się złapać i aresztować, to w środowisku obwieszonych medalami kombatantów budzę niezrozumienie połączone z zażenowaniem i niesmakiem. To prawda, że okres działalności w „Solidarności Walczącej” był bardzo istotny, ale nie postrzegam go jako najważniejszy. Zdecydowanie ważniejsze jest skonstruowanie skrawka wolności gospodarczej, zbalansowanej ekonomii, która pozwala godnie i dostatnio żyć choćby niewielkiej grupie zaangażowanych ludzi wraz z ich rodzinami.


Paweł Falicki

Lipiec 2023